Nie miałam problemów z „sodóweczką”

Uncategorized

Natalia Bąk w ekstraklasie tenisa stołowego debiutowała w wieku zaledwie 16 lat. W barwach GLKS-u Nadarzyn sięgnęła po mistrzostwo Polski. Po latach wspomina tamte wydarzenia.

Dlaczego wybrałaś tenis stołowy, a nie wybieg dla modelek?

Musiałabym zgubić kilka zbędnych kilogramów, żeby myśleć o karierze modelki (śmiech). 

Twoja przygoda z tenisem stołowym zaczęła się w wieku 11 lat. Po kilku latach byłaś wśród najlepszych zawodniczek w Polsce.

W wieku 11 lat wyprowadziłam się z domu i trafiłam do Nadarzyna, gdzie spędziłam właściwe całą swoją sportową karierę. „Zielone światło” od moich rodziców może wydawać się ekstremalną decyzją z ich strony, ale dzięki temu nauczyłam się wielu cennych rzeczy i jestem im za to bardzo wdzięczna.

Zanim trafiłaś do Nadarzyna, trenowałaś w Łodzi. Czułaś wtedy, że tenis stołowy to jest droga, którą chcesz iść?

Przede wszystkim przygodę z tenisem stołowym rozpoczęłam w moim domu, gdzie grałam z tatą, który to zaszczepił we mnie żyłkę sportowca. Przekazał mi podstawowe zasady gry w tenisa stołowego i sprawił, że szybko zaczęłam robić postępy. Później była Łódź i Łask. Tam mnie zauważono, ale brakowało warunków do dalszego rozwoju. Gdyby wyglądało to inaczej, nie zmieniałabym pewnie miasta.

GLKS Nadarzyn to czołówka kobiecego tenisa stołowego w wydaniu krajowym. Jako młoda zawodniczka trafiłaś do mocnego zespołu i w 2006 roku cieszyłaś się z drużynowego mistrzostwa Polski. Miałaś wtedy 17 lat.

Bardzo się cieszę, że mogłam dorzucić swoją cegiełkę do tego sukcesu. Przerwałyśmy nieustanne triumfy Tarnobrzega, który dominował nieustająco w Ekstraklasie Kobiet. Tak jest zresztą do dzisiaj. Wspominam ten czas z ogromnym uśmiechem na twarzy. Moja kariera toczyła się wtedy dynamicznie, robiłam szybkie postępy. Cieszę się, że otrzymałam szansę od trenerów i mogłam wystąpić w finałowych spotkaniach, a do tego wygrywać w ważnych momentach.

Zdobyłaś brązowy medal mistrzostw świata juniorów w drużynie w 2007 roku. Na swoim koncie masz także sukcesy w mistrzostwach Europy. Patrząc z perspektywy czasu, był to impuls do dalszej pracy czy pojawiła się „sodóweczka”?

Zdecydowanie impuls do dalszej pracy i ogromna motywacja. Nigdy nie miałam problemów z „sodóweczką”. W tym całym sportowym świecie najważniejsza jest głowa. Trzeba stąpać twardo po ziemi i zdać sobie sprawę, że sport młodzieżowy nie ma nic wspólnego ze sportem seniorskim. Potrzebny jest naprawdę kawał trudnej i systematycznej pracy, żeby sukcesy juniorskie przełożyły się na sukcesy w wieku seniorskim.

Kto czuwał nad tym, żebyś nie odfrunęła?

Przede wszystkim Dariusz Zwoliński z Nadarzyna. Jeżeli mogę tak głośno powiedzieć, to pan Darek był dla mnie „drugim tatą”. Zawdzięczam mu bardzo dużo. Dbał o szkołę, rozwój sportowy i mentalny również. Był prezesem klubu, trenerem, ale i psychologiem.

Skończyłaś przygodę z Nadarzynem i zniknęłaś z pierwszego planu. Teraz grasz w I lidze.

W pewnym momencie kobieta musiała podjąć męską decyzję. Zawsze chciałam mieć plan B na swoje życie. Zdawałam sobie sprawę z tego, że nie będę grała w tenisa stołowego całe życie. Zdecydowałam się zakończyć przygodę z profesjonalnym sportem. Czasami żałuję, jasne, bo mam świadomość, że mogłam osiągnąć więcej. Z drugiej strony, to był wyłącznie mój wybór, a ja postanowiłam pójść inną drogą. Jeśli jedne drzwi się zamykają, otwierają się kolejne. Mimo to jestem przekonana, że i tak cały czas będę związana w jakikolwiek z tym sportem. 

Z tego, co mówisz wynika, że nadal „ciągnie wilka do lasu”.

I tak, i nie. Gram w I-ligowym zespole SCKiS Hals Wadwicz Warszawa. Jestem pozytywnie zaskoczona, że mimo niewielkiej liczby treningów, mam dobry bilans. Przede wszystkim mam inne nastawienie do gry. Obecnie tenis stołowy sprawia mi ogromną przyjemność i radość, której w pewnym momencie zabrakło. W Halsie jest wiele wartościowych osób, dzięki którym odnalazłam nowe miejsce dla tenisa stołowego w swoim życiu. Na co dzień współpracuję również z LOTTO Superligą tenisistów stołowych. Cieszę się, że mogę w jakimś stopniu tworzyć jedną z najlepszych lig w Europie.

Brązowy medal mistrzostw Europy Jakuba Dyjasa, trzy polskie drużyny w Lidze Mistrzów. Mówimy o sukcesach, ale tenis stołowy w Polsce nadal jest w cieniu. Co zrobić, żeby było lepiej?

Wychodzę z założenia, że zawsze trzeba być optymistą. Nawet, jeśli okoliczności nie sprzyjają. Kuba Dyjas pokazał potencjał i dał nadzieję. To jasny sygnał, że polski tenis stołowy może wrócić do sukcesów z czasów Andrzeja Grubby, Leszka Kucharskiego czy Lucjana Błaszczyka i Tomasza Krzeszewskiego. Mamy na to szansę, ale potrzeba wielu zmian, głównie w szkoleniu, ale nie tylko. Od całego środowiska tenisa stołowego zależy to, jak wykorzystamy ostatnie sukcesy. Mam wrażenie, że zbyt wiele czas minęło już od mistrzostw Europy i niewiele zrobiliśmy, żeby pokazać wartość naszej dyscypliny. Na pewno postaramy się to zmienić i popularyzować dyscyplinę, ale potrzebni sa zaangażowani ludzie.

Śledzisz poczynania zespołu z Nadarzyna?

Przyznam, że bardziej interesuję się męskim tenisem stołowym, ale staram się śledzić wszystkie ligowe tabele. We wrześniu grałam mecz 1. Ligi na hali w Nadarzynie, gdzie wylewałam kiedyś pot i łzy (śmiech). Wiem, że w klubie wiele się zmieniło. Pojawiły się nowe osoby, nie ma silnej drużyny męskiej. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś wszyscy spotkamy się, aby powspominać stare czasy.

Rozmawiał: Jakub Małkiński

Byłeś na meczu i zrobiłeś ciekawe zdjęcie? A może nagrałeś filmik jak kibice cieszą się z wygranej? Przesyłaj zdjęcia i informacje do redakcji WPR24.pl na adres e-mail: kontakt@wpr24.pl lub SMS i MMS pod nr tel. 600 924 925.

Najchętniej czytane

Pruszków ma nowego prezydenta

Pruszków / Wybory 2024
11561

Pierwsze oficjalne wyniki z Pruszkowa

Pruszków / Wybory 2024
4302

Znamy wyniki wyborów w gminach

Pruszków / Wybory 2024
3237
Grill gazowy