Cel: odpalić i narobić hałasu

Piłka Nożna

Tomasz Chałas nie miał tyle szczęścia, co Robert Lewandowski. Kilka lat temu eksperci widzieli w nim cudowne dziecko polskiej piłki. Kontuzje, gorąca głowa i brak szczęścia sprawiły, że jego kariera nie potoczyła się tak jakby chciał. Napastnik Znicza Pruszków zapewnia, że nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.

Dlaczego nie ma cię w kadrze na Euro?
– (śmiech) Nie ma mnie, bo gram w II lidze. Trzeba zachować odpowiednie proporcje.

Spokojnie mógłbyś być w kadrze. Talentu niektórzy mogą ci pozazdrościć. Twoja kariera nie potoczyła się tak jakbyś oczekiwał. 
– Złożyło się na to dużo czynników. Przede wszystkim kontuzje, które pojawiały się w kluczowych momentach. Bez wątpienia zahamowały mój rozwój. Dorzuciłbym do tego złe wybory, które też mi się przytrafiały. Może miałem mniej szczęścia niż ci, którzy grają na wyższym poziomie. 

Nie uciekniesz od porównań z Robertem Lewandowskim. Spotkaliście się w Zniczu Pruszków i to twój uraz niejako mu pomógł. 
– Nie wiadomo jakby to wyglądało, gdybym był zdrowy. W życiu jest tak, że kontuzja bądź inne przypadki losowe są szczęściem innego. Nie mówię tego w stosunku do Roberta. Ciężko pracował na swoją pozycję i nawet bez mojej kontuzji w Zniczu, też by osiągnął dużo. Wcale nie jest powiedziane, że gdybym nie miał urazu to Lewandowski nie przyszedłby do klubu. Wówczas prezes Orliński z mazowieckiego regionu ściągał wszystkich.

Jest rok 2008. Mirosław Trzeciak stwierdza, że Legia Warszawa bierze Mikela Arruabarrenę. Wówczas trwały targi o Roberta Lewandowskiego. Lewy ostatecznie trafił do Lecha Poznań, a Ty wylądowałeś w Legii.
– Z tym, że ja trafiłem do młodej Legii. Byłem po kontuzji i chciałem grać regularnie. Wtedy uzyskałem pomoc ze strony trenera Jacka Magiery, który znał mnie z czasów juniorskich. W czerwcu był zawsze nabór do młodej Legii. Klub zapraszał zawodników, aby przyjrzeć się im w test meczach. Z kolei ja przyszedłem tam z ulicy i powiedziałem, że chciałem się sprawdzić. Zostałem odprawiony z kwitkiem, bo nie miałem zaproszenia. Zadzwoniłem do trenera Magiery i opisałem całą sytuację. Po 15 minutach dostałem telefon, że mam wracać. Tak też zrobiłem. Przebrałem się i wyszedłem na sparing. Po 20 minutach gry podszedł do mnie trener z informacją, żebym przyszedł kolejnego dnia. Tak to się zaczęło. Początkowo mnie w Legii nie chcieli, a potem z 50-60 zawodników znalazłem się w najlepszej trójce i podpisałem umowę. Z czasem byłem blisko pierwszego zespołu, z którym trenowałem. Trener Jan Urban wyrażał zadowolenie z mojej postawy. Nie miałem jednak chłodnej głowy. Na jednym z treningów doszło do gorącej sytuacji, którą obserwował zarząd klubu i sztab szkoleniowy. Nie potoczyło się to tak jakbym chciał i wróciłem do Znicza. Potem wszystko napędzało się samo, chociaż pamiętam, że Legia chciała mnie z powrotem. Po upływie pół roku od rozwiązania umowy odezwał się do mnie Mirosław Trzeciak (ówczesny dyrektor sportowy warszawskiego klubu – przyp. red.).

Nie wypalił im Arruabarrena…
– Arru to był ananas, ale teraz gra w Primera Division. Jednak wtedy w Legii nie szło mu. Pojawiały się pretensje, że ja przychodzę za darmo i wykazuję więcej chęci do grania niż gość, który trafia do klubu za pieniądze i dostaje wysoką gażę. 

Kontuzje swoją drogą, ale spokojny nigdy nie byłeś. Głowa ci nie pomogła.
– Miałem gorącą głowę. Czasami nieprzemyślane decyzje i niewyparzony język nie pomagały mi. Z perspektywy czasu wiem, że mogło to wyglądać inaczej. Takie jest życie i widocznie tak musiało być. Teraz trzeba ciężko pracować, żeby choć w jakimś stopniu to odbudować i jeszcze coś z tego ugrać. 

Jak ulał pasuje do ciebie stwierdzenie, że „z niejednego pieca chleb jadł”. Zwiedziłeś kilka klubów.
– Na pewno wpływ na to miał fakt, że w Górniku Zabrze byłem wypożyczany. W związku z tym zmieniałem kluby, co pół roku. Dopiero trafiając do Pogoni Szczecin udało mi się pobyć dłużej w jednym miejscu. Podpisałem kontrakt na rok z opcją przedłużenia. Później rok w Dolcanie Ząbki, znów kontuzja. Nie da się ukryć, że trochę klubów zwiedziłem i w związku z tym mam jakiś bagaż doświadczeń. 

Gry na boiskach ekstraklasy również posmakowałeś. Występowałeś w barwach Górnika i Pogoni. Pamiętasz swoją pierwszą bramkę?
– Strzeliłem ją w Chorzowie w meczu z Ruchem. Można powiedzieć, że później dała ona Pogoni utrzymanie. Dla mnie była to niezwykle ważna bramka, gdyż wcześniej przeżywałem ciężkie chwile. Mój dziadek zmarł i nie mogłem się pozbierać. Trener Dariusz Wdowczyk zwolnił mnie z treningów, żebym mógł pojechać w rodzinne strony. Wydawało mi się, że dziadek patrzy na mnie z góry. Uczucie to towarzyszyło mi w momencie zdobywania pierwszej bramki w ekstraklasie. Szkoda, że była to końcówka sezonu. Po tej bramce odpaliłem i szło mi dobrze. Zdobyłem kolejną bramkę w rywalizacji z Polonią Warszawa, notowałem asysty. Zawsze tak jest, że w końcówkach sezonu się rozkręcam. Chyba w końcu muszą przedłużyć rozgrywki (śmiech).

Przygoda z ekstraklasą zakończona na dobre?
– Nie! Ostatniego słowa jeszcze nie powiedziałem. Mam nadzieję, że jeszcze do niej wrócę. Rzecz jasna będę na to ciężko pracował, bo nie ma nic za darmo. Liczę na poważną szansę, że ktoś na mnie postawi, co da mi możliwość zaprezentowania w pełni moich umiejętności. 

Pół roku temu wróciłeś do Pruszkowa. Celem było odbudowanie formy?
– Tak. Chciałem się odbudować po kontuzji, której doznałem w Olsztynie. Dodatkowo było tam marnie pod względem infrastrukturalnym oraz finansowym. Nie płacili. Pewne rzeczy były ustalane podczas rozmowy z trenerem, jednak później wyglądało to inaczej. Grałem sporadycznie i zdecydowałem się na powrót do Znicza. Wydaje mi się, że to dobry krok. Przyszedłem w marcu i pomogłem w awansie. Czułem się dobrze, bo byłem w rodzinnych stronach.

Wiosną strzeliłeś sześć bramek, z czego trzy w ostatnim spotkaniu z Nadwiślanem Góra. Uważasz, że narobiłeś trochę hałasu? 
– Sądzę, że za mało. Według mnie były szanse, żeby zakończyć ten sezon z większym dorobkiem bramkowym. Miałem swój cichy cel przed rozpoczęciem rundy. W sumie zabrakło mi połowy, żeby w pełni go zrealizować. Myślę, że sześć bramek i cztery asysty to nie jest najgorszy wynik. Z marszu zacząłem grać w podstawowej jedenastce. Nie miałem okazji trenować z drużyną podczas obozu przygotowawczego, wystąpiłem w jednym meczu sparingowym. Podsumowując, cieszę się z awansu Znicza do I ligi. Fajnie, że mogłem do tego dołożyć swoją cegiełkę. 

Do Pruszkowa zawita I liga. W składzie Znicza będzie Tomasz Chałas?
– To się okaże. Mój kontrakt kończy się 30 czerwca. Są prowadzone rozmowy z włodarzami klubu. Czekam na odpowiedź. Mam nadzieję, że wszystko zakończy się happy endem. 

Znasz dobrze Lewandowskiego. Z wieloma piłkarzami obecnej kadry spotkałeś się w reprezentacjach juniorskich. Pracowałeś też z trenerem Adamem Nawałką. Wróżysz sukces naszej reprezentacji podczas Euro?
– Myślę, że tak. Gdy mecze towarzyskie przed samą imprezą za dobrze wychodzą to mocno pompujemy balonik, który później pęka i pojawia się problem. Bywa tak, że słabsza forma przed turniejem jest zapowiedzią dobrego występu podczas samej imprezie. Życzę im z całego serca, żeby odpalili. Stworzyła się tam fajna grupa ludzi. Po tym, co widać w drużynie panuje dobra atmosfera. Większość zawodników gra w dobrych europejskich klubach, gdzie pełni ważną rolę. Wydaje mi się, że osiągną sukces. Wróżę im wyjście z grupy i powalczenie o ćwierćfinał. 

Zazdrościsz trochę Robertowi Lewandowskiemu, że mu się udało?
– Nie. Cieszę się, bo to mój kolega. Nie zazdroszczę, bo to jest takie typowo polskie. Jest takie przysłowie, że karma zawsze wraca. Jak komuś zazdrościsz albo źle życzysz to później sytuacja odwraca się. Cieszę się bardzo, że chłopak osiągnął taki sukces, bo zasłużył na to ciężką pracą. 

Lewandowski pokazał, że grając w Pruszkowie można się wybić. 
– Oczywiście. Gdy masz talent i popierasz go ciężką pracą, a do tego sprzyja ci szczęście to osiągniesz sukces. Trzeba o tym pamiętać. Sam talent nie gwarantuje ogromnych zarobków i występów w najlepszych klubach. 

Czy teraz Znicz będzie twoją trampoliną do sukcesu?
– Mam nadzieję, że tak. Jeżeli tu zostanę to będę chciał pomóc Zniczowi w każdym spotkaniu. Czy będzie moją trampoliną? W sumie to zależy już tylko ode mnie. Od mojej dyspozycji, ilości szans i tego jak będę wyglądał na boisku. Wszystko jest w moich nogach.

Najlepszy napastnik na świecie to?
– Moim zdaniem obecnie jest nim Zlatan Ibrahimović. Na pewno jest wielu dobrych napastników, ale moim zdaniem obecnie zdecydowanie najlepszy jest reprezentant Szwecji. Z kolei w historii nikt nie może się równać z Ronaldo, ale tym grubym z Brazylii. Nie było nigdy takiego zawodnika i długo nie będzie.

Byłeś na meczu i zrobiłeś ciekawe zdjęcie? A może nagrałeś filmik jak kibice cieszą się z wygranej? Przesyłaj zdjęcia i informacje do redakcji WPR24.pl na adres e-mail: kontakt@wpr24.pl lub SMS i MMS pod nr tel. 600 924 925.