Pozwoliliśmy mu się odnaleźć

Region

Żadna z miejskich jednostek nie może nic zrobić, by zwierzę nie zagrażało bezpieczeństwu pojazdów i ludzi i by jemu samemu nic nie groziło. Obywatel, który chce pomóc zwierzęciu, natrafia na urzędniczą obojętność i niekompetencję.

W miniony poniedziałek na portalu WPR24 opisaliśmy przypadek zabłąkanego psa, który biegał po ul. Prusa, a następnie przyszedł pod drzwi naszej redakcji. Duży czarny labrador, który zgubił się właścicielowi, biegał m.in. po jezdni i o mało nie wpadł pod samochód.

Dzwoniliśmy w tej sprawie do straży miejskiej (cztery telefony) i do Wydziału Ochrony Środowiska Urzędu Miejskiego w Pruszkowie (dwa telefony). Informowaliśmy o zabłąkanym psie i prosiliśmy o interwencję. Zwierzę stanowiło zagrożenie dla ruchu drogowego. Mogło także zagrażać ludziom. Funkcjonariusze straży miejskiej, z którymi rozmawialiśmy, zlekceważyli sprawę. Twierdzili, że pies nie jest agresywny, a oni nic nie mogą zrobić, a w ogóle to wyłapywanie bezpańskich psów nie należy do ich obowiązków. Przede wszystkim radzili, by zostawić psa w spokoju, bo na pewno szuka swojego właściciela.

Dowiedzieliśmy się również, że strażnicy po psa nie przyjadą, bo taki wyjazd kosztuje ich 1,5 tys. zł. Doradzili nam także, byśmy zadzwonili w tej sprawie do straży miejskiej w Piastowie, która – jak ustaliliśmy – nie istnieje.

Urzędniczki w Wydziale Ochrony Środowiska zachowały się podobnie. Najpierw pouczyły nas, że wydział nie jest od tego, by zajmować się zabłąkanymi psami. Potem stwierdziły, że nic nie mogą zrobić, a po naszych naleganiach przyjęły zgłoszenie informując, że przekażą je straży miejskiej. Chwilę później strażnik miejski powiedział nam, że też przyjął zgłoszenie i przekazał do Wydziału Ochrony Środowiska. Wobec takiego obiegu informacji w urzędzie, nie dziwi nas, że po psa nie zjawił się nikt. Straży miejskiej do działania nie zmusił nawet fakt, że pies biegający po jezdni ul. Prusa był widoczny na ekranach miejskiego monitoringu, co strażnik potwierdził w rozmowie telefonicznej.

Na noc labrador trafił do domu jednej z naszych redakcyjnych koleżanek. We wtorek rano okazało się, że do straży miejskiej zgłosiła się osoba poszukująca czarnego labradora. Strażnik jednak nie skojarzył faktów i nie poinformował jej, że taki pies został poprzedniego dnia znaleziony na ul. Prusa, a informacje o nim można uzyskać w naszej redakcji. Dopiero na naszą prośbę straż miejska przekazała nam kontakt do osoby szukającej psa. Tym razem finał był szczęśliwy.   

KOMENTARZ REDAKCYJNY
Przez ponad trzy godziny próbowaliśmy zainteresować funkcjonariuszy straży miejskiej i urzędników wydziału ochrony środowiska błąkającym się w centrum Pruszkowa psem (jak się okazało, błąkał się od niedzielnego wieczora). I jedni, i drudzy nie sprawiali wrażenia zainteresowanych tematem, a raczej zirytowanych tym, że się im przeszkadza.

Nie chodzi nawet o to, że nasze zgłoszenie pozostało bez odzewu, bo po psa nikt nie przyjechał. To, co jest najbardziej bulwersujące w tej historii to fakt, że nikt nie był w stanie udzielić nam żadnej informacji, co w takiej sytuacji można zrobić i jak pomóc zwierzęciu. Jedyne, co nam zaproponowano, to pozostawienie zwierzęcia w spokoju, by „sam mógł się odnaleźć”. Alternatywą było odwiezienie go do schroniska.

Nikt nie poinformował nas, że miasto ma podpisaną umowę z osobą, która zajmuje się odławianiem zwierząt (ustaliliśmy to sami, zasięgając informacji  u lekarza w prywatnej klinice weterynaryjnej). Nikt nie zaproponował, że wezwie tego człowieka, nikt nie zasugerował, abyśmy skorzystali z takiej możliwości. Pies biegający samopas po ulicach nie dziwi naszych miejskich funkcjonariuszy, bo najprawdopodobniej szuka właściciela. A jeśli wpadnie pod samochód i w wyniku kolizji ktoś zostanie poszkodowany? A gdyby zwierzę okazało się być chore lub na skutek stresu wywołanego niecodzienną dla niego sytuacją stałoby się agresywne? Na szczęście Ares był miłym, spokojnym i reagującym na polecenia przypadkowego opiekuna labradorem.

W tej konkretnej sprawie bulwersująca jest nie tylko ignorancja i bezradność miejskich urzędników i funkcjonariuszy. Przykry jest fakt, że zabłąkanemu zwierzakowi nie mają oni do zaoferowania nic poza rakarzem i schroniskiem, a i to w ostateczności, bo takie działanie zbyt drogo kosztuje.

Nie jesteśmy tylko pewni, czy zdają sobie sprawę, że kosztuje nie ich, a raczej nas, mieszkańców gminy i miasta. Bo po to, aby byli kompetentni, a powierzone im zadania i obowiązki wykonywali należycie i rzetelnie, płacimy nasze podatki.

Byłeś świadkiem wypadku? Stoisz w gigantycznym korku? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie? Poinformuj o tym innych mieszkańców Pruszkowa, Grodziska i okolic. Przesyłaj zdjęcia i informacje do redakcji WPR24.pl na adres e-mail: kontakt@wpr24.pl lub SMS i MMS pod nr tel. 600 924 925.

Grill gazowy