Ożywić ulicę Kraszewskiego

Wywiad

Rozmowa ANTONIM MURACKIM, bardem, poetą, twórcą „Saloniku z Kulturą”, mieszkańcem Pruszkowa

Znamy się od wielu lat, prawie od piaskownicy na warszawskiej Woli. Jak to się stało, że osiadłeś w Pruszkowie?
– Mieszkała tutaj, zresztą dalej mieszka, moja przyjaciółka Kasia. Bardzo mnie i moją żonę do Pruszkowa ciągnęła. Któregoś niedzielnego lipcowego wieczoru 1999 roku zadzwoniła że jest przetarg na działkę przy ulicy Piotrkowskiej, ale do północy trzeba wpłacić wadium. Zostało nam 17 minut… Na szczęście miałem jakąś gotówkę przy sobie, pojechaliśmy na pocztę i wpłaciliśmy. W rezultacie udało nam się kupić działkę. Co ciekawe, wcześniej nie widziałem jej na oczy. Co było dalej? Rozpoczęliśmy budowę domu i w 2001 roku się wprowadziliśmy. I mieszka nam się tu bardzo dobrze. Nie wyobrażam sobie teraz lepszego miejsca do domowego życia, jesteśmy „bliżej ziemi”, spokój, cisza, czuć naturę.

Twój adres to jednocześnie „Warsztat Antoniego”. Nazwa nieco intrygująca…
– Tak nazwałem swoją agencję artystyczną. To jest mój warsztat twórczy, tu robię swoje płyty, komponuję, piszę, gram. Tu też robiłem m.in. spoty dla pruszkowskiej drużyny piłkarskiej. Ale zdarzają się również zabawne historie, niektórych nazwa „Warsztat Antoniego” myli. Ludzie dzwonią, że chcą mi sprzedać podnośniki, opony, jakieś rękawice robocze (śmiech).

I co im odpowiadasz?
– Że pracuję bez rękawic.

 „Salonik z Kulturą” to twoja inicjatywa. Byłem na jednym z ostatnich, poświęconym piosence francuskiej. Frekwencja ogromna, co, nie będę ukrywał, mocno mnie zaskoczyło. Sala w SDK przy ul. Hubala wypełniona po brzegi.
– Swoją „salonikową” podróż rozpocząłem jeszcze w 2003 roku. Objechałem z nim już kilkanaście domów kultury, w Warszawie, Płocku. Od kilku lat stałym adresem saloniku jest Pruszków, a szczególnie Spółdzielczy Dom Kultury przy Hubala. Tu, choć nie tylko, występuję, zapraszam gości. Ostatnio, jak wiesz Joannę Rawik.

Dobrze, ale skąd takie powodzenie „Saloniku z Kulturą”?
– Wiesz, każda sensowna, cykliczna inicjatywa przynosi efekty. Przyzwyczajam ludzi do tego, że u mnie nie ma „popeliny”, chamskich odzywek, politycznych pyskówek. Oczywiście czasami ja i moi goście (szczególnie z kręgu kabaretu) wypowiadamy się na temat tego co się dzieje w kraju, ale to wszystko jest w granicach przyzwoitości i artystycznego stylu. I słuchacze akceptują taką atmosferę. Wiedzą, że jest tutaj dobra piosenka, występują ludzie związani i z kabaretem, poezją i z muzyką sensu stricte. Gościliśmy tak znanych przecież artystów jak Krzysztof Daukszewicz, Zbigniew Zamachowski czy Andrzej Jagodziński.

Masz jakieś ulubione miejsca w Pruszkowie po których spacerujesz?
– Tak mam, staw Hosera i okalający go park. Spacerujemy tam z żoną i wnukami. Drugie miejsce, które podoba się także moim gościom, to ulica Kraszewskiego. Jednak chciałbym, aby zaczęła ona bardziej żyć.

Bardziej żyć?
– Chodzi o to, żeby np. żeby przy okazji święta miasta zamiast wielkiego koncertu w jednym miejscu zorganizować wiele imprez na tej właśnie ulicy, ożywić ją. Zresztą, kiedyś to już – jako Fundacja Artystyczna TST – sugerowałem na radzie miasta. Dla mnie taka forma kultury, np. kilkanaście koncertów w ciągu dwóch, trzech dni, spotkania z ciekawymi ludźmi, promocje książek, uliczne teatry jest bardziej przyciągająca, łączy różne kulturalne perspektywy. Ulica Kraszewskiego byłaby do tego jak najbardziej odpowiednia, jest tam przecież wiele miejsc (handlowe, restauracyjne), w których podczas święta miasta może się dużo dziać. Koncerty też tam można zorganizować rozstawiając scenę na placyku przy WKD. Generalnie – całe rodziny mogłyby tam ciekawie spędzić czas.

Ale przecież wiesz, że ludzi przyciągają gwiazdy?
 – Ale dlaczego mamy sprowadzać wyłącznie gwiazdy, które możemy zobaczyć w telewizorze? Przecież nie chodzi tylko o to, aby było głośno i wesoło. Wracając – tak ładna ulica jak Kraszewskiego powinna, mówiąc kolokwialnie, do czegoś służyć. A jest martwa, ta przestrzeń miejska jest zupełnie niewykorzystana. A mogłaby integrować. Zobaczymy, jakie projekty będą realizowane w powstającym Centrum Dziedzictwa Kulturowego. Może one zintegrują mieszkańców?

Jesteś, można powiedzieć, polskim ambasadorem znanego czeskiego barda Jaromira Nohavicy. Jak to się zaczęło?
– Spotkaliśmy się w 1998 roku na jednym z koncertów w Teatrze na Woli. Występowałem z kolegami w pierwszej części, w drugiej – nieznany wówczas w Polsce Jaromir Nohavica. To była absolutna magia, świetna melodyka. Zapragnąłem więc poznać o czym on śpiewa. Problem był w tym, że nie znałem czeskiego, pierwsze piosenki Nohavicy przetłumaczyłem więc bardziej sercem niż głową. Potem pojechałem do Jarka, pokazałem mu i to wszystko zaczęło się kręcić. Pewnym zwieńczeniem tej działalności był wydany w 2008 roku platynowy już album „Świat według Nohavicy”. Zaprosiłem do niego wiele wybitnych postaci naszej sceny – m.in. Wojnowską, Geppert, Sikorowskiego, Sojkę, Woźniaka.

Rozmawiał:
ANDRZEJ GOLEC

Byłeś świadkiem wypadku? Stoisz w gigantycznym korku? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie? Poinformuj o tym innych mieszkańców Pruszkowa, Grodziska i okolic. Przesyłaj zdjęcia i informacje do redakcji WPR24.pl na adres e-mail: kontakt@wpr24.pl lub SMS i MMS pod nr tel. 600 924 925.

Grill gazowy