Mimo wieku świetnie daję sobie radę

Wywiad

STANISŁAW KOPRZYWA (91 lat) urodził się w Warszawie, ale od kilkudziesięciu lat mieszka w Pruszkowie. Pan Koprzywa przeżył niemiecki obóz koncentracyjny w Ebensee. Pomimo wieku jest bardzo aktywny, od przeszło 20 lat jeździ polonezem.

Gdzie się Pan wychował?
– Jestem rodowitym warszawiakiem z Pragi. Tam spędziłem najmłodsze lata, choć nie było ich wiele. W czasie okupacji niemieckiej byłem listonoszem, gdy miałem 16 lat trafiłem do niemieckiego obozu Ebensee.

Pamięta Pan wydarzenia z tamtego dnia?
– Tego nie da się zapomnieć. 26 sierpnia jeździła tzw. szczekawka, czyli Niemcy osobowym samochodem. Ogłaszali przez megafon kto ma się zgłosić na róg Ząbkowskiej i Markowskiej. Nie było wyjścia, każda rodzina musiała przyjsć. Później zabrali nas na dworzec, wsadzili do wagonów towarowych i powiedzieli, że jedziemy na roboty.

Ale jechaliście do obozu…
– Najpierw było Mauthausen, czyli obóz przejściowy. Taka 10-dniowa kwarantanna. Zabrali nam ubrania, później po kolei do myjni, strzyżenie, następnie do spisu według alfabetu. Dostaliśmy blaszki z wybitym numerem. Zawiązywało się je drutem wokół ręki i to był nasz dowód osobisty. A na noc do baraku. Siedziało się po czterech na jednym łóżku lub jak śledzie na podłodze. Rano wypędzali z baraku i stało sie pod murem. Po tych 10 dniach pojechaliśmy do Ebensee. Dotarliśmy wieczorem, a rano już szliśmy do pracy w kamieniołomach.

Jak wyglądał wówczas „normalny” dzień?
– Pracowało się 12 godzin. Dzienny przydział pożywienia był następujący: kawałek chleba, trochę margaryny i miska zupy. Wieczny głód i zimno. Ubiór to pasiaki, buty drewniaki, płaszczyk i myca, czyli czapka. Do kamieniołomu szło się trzy kilometry. Podstawialiśmy lory z betonem, pchaliśmy wózki z gruzem, kruszyliśmy skały. Gdy ktoś padł w drodze powrotnej to musieliśmy go zanieść do obozu i nieważne jak było zimno, czy padał śnieg.

Rozegrało się tam wiele dramatów…
– Dużo osób zmarło. Dwóch braci Brzeskich nie wróciło. Pamiętam jak dziś kiedy pozdrawiałem ich na placu apelowym. Na własne oczy widziałem jak umierał ojciec z synem. Leżeli razem. Syn, czyli Jurek prosił mnie, żebym powiadomił jego mamę i siostrę jeśli uda mi się wrócić. Tak też zrobiłem, ale dopiero kilka lat po moim powrocie. To niełatwe. Był płacz…

Wyzwolenie?
– W maju 1945 roku wkroczyli Amerykanie. Niemcy byli tacy „pomysłowi”, że chwilę przed wyzwoleniem zamienili się z nami barakami. Myśleli, że będzie bombardowanie, ale nie było. Radość po odbiciu nas była ogromna. Jedną nogą byliśmy już na wolności. Amerykanie rozłożyli namioty, „podreperowali” nas i nastał czas powrotu do kraju.

Trudno było wrócić do normalnego życia?
– Nie było czasu na rozterki. Jesienią wróciłem do domu, a na wiosnę  musiałem iść do wojska. Wtedy wszyscy przysięgaliśmy Stalinowi. Ale tragedii nie było. Spędziłem tam 29 miesięcy.

Jak trafił Pan do Pruszkowa?
– To już w latach 50-tych, jak poznałem swoją żonę. Pracowała w Warszawie w PZGS-ie na Stawkach. Przenieśli ją do Pruszkowa i dali tu mieszkanie. Ściągnęła mnie do siebie. Trzy lata mieszkaliśmy na Stalowej, później 40 lat na Chopina.

Czyli tak naprawdę życie zaczęło się układać gdy poznał Pan partnerkę.
– Można to tak ująć. Imałem się różnych robót. Jeździłem na wywrotce, „ciąłem” most Śląsko-Dąbrowski, pracowałem w FSO, byłem spawaczem przez trzy lata. Robiłem też w pruszkowskich „Mechanikach”. Jak już zatrudniłem się w Polmozbycie pracowałem tam do 1986 r. Jeździłem lorą i woziłem polonezy, maluchy. To była dobra praca.

Jak się Panu żyje przez tyle lat w Pruszkowie? Nie ma tęsknoty za Warszawą?
– Nie mam co narzekać. Może i lepiej się stało, że mieszkam tu niż w Warszawie. Wie Pan, kiedyś na Pradze sporo się piło. W Pruszkowie spotykałem mniej kolegów, więc i okazji do wypitki było mniej (śmiech).

Wielu pańskich sasiadów podkreśla, że od 20 lat jeździ Pan polonezem.
– To już z pewnością będzie ponad 20 lat kiedy go posiadam. Odkupiłem go od mojego syna. Właśnie zbieram się żeby w samochodzie wymienić uszczelkę w drzwiach. Polonezem jeżdżę co jakiś czas na działkę. Jak widać mimo wieku świetnie sobie daję radę w życiu.

Rozmawiał:
SEWERYN DĘBIŃSKI

Byłeś świadkiem wypadku? Stoisz w gigantycznym korku? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie? Poinformuj o tym innych mieszkańców Pruszkowa, Grodziska i okolic. Przesyłaj zdjęcia i informacje do redakcji WPR24.pl na adres e-mail: kontakt@wpr24.pl lub SMS i MMS pod nr tel. 600 924 925.

Grill gazowy